Już za miesiąc, dokładnie 1-ego maja wygasną blokady niemieckiego i austriackiego rynku pracy. Nie będą potrzebne jak do tej pory specjalne pozwolenia, co za tym idzie wielu Polaków już odlicza dni w oczekiwaniu na lepsze życie lub po prostu na stałą pracę.

Po rozmowach negocjacyjnych Waldemara Pawlaka z ministrem gospodarki Reiner Bruederle stajemy się bliższym partnerem gospodarczym dla Niemiec, a rok 2011 będzie prawdopodobnie pod tym względem przełomowy.
Mimo niskiego stanu bezrobocia u Naszych sąsiadów, wykazują oni zainteresowanie na pracowników z sektora medycznego, inżynierów (szczególnie budownictwa) i informatyków. Poszukiwane są również opiekunki do dzieci jak i osób starszych, bądź chorych.

Federalny Urząd Pracy ogłosił także niedawno wzrost zapotrzebowania na pracowników przemysłu ciężkiego i sprzedawców. Również polskie agencje pracy tymczasowej czekają na „wielkie otwarcie”, gdyż będą one bardziej konkurencyjne dla tych niemieckich niż były do tej pory.

Wizja kolejnej fali emigracji zarobkowej jak po roku 2004?
Według minister pracy i polityki społecznej Jolanty Fedan, otwarcie rynku pracy za Odrą nie wpłynie znacząco na statystyki bezrobocia w Polsce, aczkolwiek wpłynie negatywnie na stan demograficzny na terenach przygranicznych.
Z taką opinią zgadzają się również eksperci, którzy obawiają się sytuacji sprzed kilku laty, kiedy to „eksplodowała” emigracja na wyspy brytyjskie, która pociągła za sobą fatalne skutki dla rozwoju gospodarczego.
Ich zdaniem za Odrę wyemigruje ok. 400 tysięcy Polaków, w tym spora część do sektora szeroko pojętego budownictwa i przemysłu.

Co zrobić, aby Naszych fachowców nie ubywało?
Niestety większość pracodawców nie jest w stanie zapewnić swym podwładnym stawek równych tym niemieckim, gdyż musiałoby to mocno odbić się na kosztach usługi czy materiałów. By temu zapobiec, starajmy się zapewnić im stabilizację, zagwarantować dobre warunki pracy oraz odpowiedni sprzęt do jej wykonywania, świadczenia socjalne oraz szacunek.